Sławomir Idziak przedstawił Magnusa von Horna jako wspaniały przykład twórcy, który nie marnuje czasu. Już w filmach szkolnych poruszał temat, którego rozwinięcie możemy odnaleźć w jego debiucie – Intruz. Tematem tym jest zło. „To, że normalni ludzie, tacy jak ja lub wy, mogą czynić zło w jego najczystszej postaci bardzo mnie fascynuje.”
Magnus podzielił się z nami wrażeniami debiutującego reżysera, który dodatkowo pracuje z ludźmi z dwóch krajów: Polski i Szwecji. „Mieliśmy przy Intruzie mieszaną ekipę, przez co wytworzyło się wiele konfliktów pomiędzy członkami ekipy. Praca przy filmie w Polsce i Szwecji bardzo się od siebie różni. Ludzie kierują się zupełnie innymi zasadami i cechuje ich skrajnie odmienna mentalność.”
Zapytany o pracę z młodym, nieprofesjonalnym aktorem wyznał, że korzystał z niekonwencjonalnych metod. „Gdy tworzę film wychodzi ze mnie sadysta. Potrzebuję tej specyficznej sadomasochistycznej relacji, która pozwala mi wydobyć z aktora ten mrok, który potrzebny jest do pokazania ciemnej strony duszy bohatera. To bardzo trudne dla człowieka który nie gra – wydobyć z siebie te najciemniejsze emocje.”
Wspomniał również, że forma jego filmu wychodzi od postaci. Chłodny charakter zdjęć wyniknął z tego, że bohaterowie są odłączeni od emocji. Równocześnie przyznał, że czerpie inspiracje formalne z innych filmów. „Rzadko inspiruję się opowieściami, dużo bardziej inspiruje mnie forma.”